Siedziała
dalej w tej samej pozycji. Nic się nie zmieniło od wczorajszego wieczora. Całą
noc spędziła na dworze. Nie chciała wracać do miejsca, w którym właśnie
straciła wszystko, jednak jakaś część jej serca rwała się do tego miejsca. Mimo
wojny jaką toczyło serce i rozum podniosła się z ziemi i poszła w stronę
swojego domu na Pradze. Jej myśli wypełniał totalny chaos. Nie mogła sobie z
nim poradzić. Próbowała go zagłuszyć, ale totalnie nie potrafiła tego zrobić. Mijała
ludzi, którzy śmiali się do siebie, rozmawiali ze sobą, kłócili. Ten widok
wcale nie pomagał jej, tylko jeszcze bardziej pogrążał w żałobnym nastroju.
Szła wolnym
krokiem, ludzie oglądali się za nią, gdyż wyglądała jak menel, który siedzi pod
sklepem. Teraz ją to w ogóle nie obchodziło, co myślą o niej inni. Chciała
dojść do miejsca, które prawdopodobnie widzi ostatni raz.
Doszła do
miejsca, w którym rozegrało się piekło. Przystanęła. Rozglądnęła się. Zobaczyła
karetkę, radiowóz policyjny, tłum, który stał przy wejściu do kamienicy, który
zapewne debatował na temat tej całej tragedii. Chciała podejść bliżej, ale w
tym momencie ujrzała, jak tłum się rozsuwa, a wyłaniają się z niego nosze,
pchane przez sanitariuszy, a na których
leżało zapewne ciało jej ojca. Ponowna fala łez napłynęła do jej oczów. Po
chwili ponownie płynęły po jej policzku. Nogi się pod nią ugięły i upadła
tracąc przytomność.
Otworzyła
oczy. Westchnęła. Zdała sobie sprawę, że to co się wydarzyło wcale nie było
snem. Po jej policzku spłynęła kolejna samotna łza. Rozglądnęła się do okoła i
zorientowała się, że jest w szpitalu. Po chwili usłyszała, że ktoś się zbliża.
Do Sali w której leżała wszedł lekarz. Wysoki, straszy pan, pod wąsem o siwych
włosach.
-O widzę, że
się Pani już obudziła. – powiedział spokojnym tonem głosu- Jak się pani
nazywa?- spytał
Dziewczyna
spojrzała na niego ze łzami w oczach.
-Aleksandra
Janus- odpowiedziała słabym głosem
Lekarz
uśmiechnął się do niej ciepło.
-Dobrze, a
wiesz, gdzie jesteś i co się stało ?- spytał
Dziewczyna
przetarła ręką policzek.
-Jestem w
szpitalu i chyba zemdlałam- odpowiedziała na pytanie.
Lekarz
ponownie się do niej uśmiechnął.
-No, czyli
wiemy, że na wskutek uderzenia o beton nie straciłaś pamięci. Jeśli wszystko
będzie dobrze to jutro Cię wypiszemy.- powiedział siwy mężczyzna, po czym
wyszedł z Sali.
Ola była
totalnie zagubiona. Ale musiała sobie dać radę. Postanowiła, że gdy wypiszą ją
ze szpitala to wróci do domu po swoje rzeczy i wyjedzie z Warszawy. Nie mogła
tu zostać. Wszystko by jej przypominało o tej tragedii, jaka się wydarzyła.
Teraz musiała być silna, chociaż gdy o tym myślała, wydawało się jej to
totalnie nieosiągalne.
W trakcie
jej rozmyślań do Sali szpitalnej weszła kobieta. Drobna, rudowłosa z grzywką,
która wpadała jej do oczu. Usiadła na krześle, które było obok łóżka Oli.
-Witaj, mam
na imię Katarzyna Pucharska i jestem dyrektorką Domu Dziecka. Zostaliśmy
poinformowani o tym co się wydarzyło. Nie martw się. Nie zostaniesz sama z tym
wszystkim. Po wypisie ze szpitala zamieszkasz u nas, a potem coś razem
wykombinujemy.- powiedziała spokojnym tonem głosu i z lekkim uśmiechem na
twarzy.
Chwyciła
rękę dziewczyny i uścisnęła ją. Ola odwzajemniła uśmiech kobiety.
-A nie
mogłabym po prostu wyjechać z tego miasta ? Jestem przecież pełnoletnia.-
spytała
Kobieta spojrzała
w zielone oczy dziewczyny i odpowiedziała:
-Jeśli masz
gdzieś w pobliżu rodzinę, to oczywiście możesz z nią zamieszkać. Jeśli jednak
nie masz żadnej rodziny, to przykro mi, ale na jakiś czas musisz zamieszkać w
Domu Dziecka. Do czasu kiedy nie znajdziemy Ci pracy i nowego mieszkania, bo
jestem pewna, że jak na razie nie chcesz wrócić do starego.
Ola
odwróciła wzrok.
-Nie, nie
mam jakiejkolwiek rodziny- odpowiedziała zrezygnowanym głosem.
-Czy
zamieszkasz jakiś czas u nas. Nie martw się, spodoba Ci się.- powiedziała
rudowłosa kobieta
Ola wcale
nie była zachwycona z tego pomysłu. Nie chciała mieszkać w „bidulu”. Chciała
wyrwać się z tego miasta, zapomnieć o wszystkich, chociaż wiedziała, że to
będzie cholernie trudne. Jednak chciała podjąć ten trud i chociaż spróbować.
Kobieta nie
męczyła już dłużej dziewczyny. Obiecała jej, że jutro po nią przyjedzie.
Przed Olą
była długa bezsenna noc. Gdy tylko próbowała zasnąć widziała jedno i to samo,
czarną sylwetkę, która sięga po nóż, a następnie wbija go kilka razy w ciało
jej ojca, a potem bezwładnie opadało na ziemię.
Marzyła o
tym, by uwolnić się od tego obrazu, jednak czy to kiedyś nastąpi ? Tego jednak
nie była pewna.
Następnego
dnia, z samego rana, co nie przeszkadzało Oli, przyszedł do niej lekarz i
oznajmił, że wychodzi ze szpitala. Dziewczyna przyjęła to bez jakiegokolwiek
entuzjazmu. Chyba bardziej by wolała zostać w tym szpitalu niż iść do Domu
Dziecka. Ale w sumie pocieszała się myślą, że zabawi tam niedługo i może szybko
się stamtąd wyrwie. Ola przebrała się w
swoje rzeczy, w których została przywieziona do szpitala. Były to te same ciuchy,
w których spędziła noc na dworze w ciemnej uliczce. Nie miała innych rzeczy. To
znaczy miała, w domu, ale nie miała zamiaru tam kiedykolwiek wracać.
Przynajmniej teraz, nie była na to gotowa. Siedziała na łóżku w Sali i czekała
na panią Katarzynę, która miała po nią przyjechać. Po kilku minutach lub
godzinach, dokładnie tego nie wiedziała, bo nie spoglądała na zegarek, a czas
leciał jej dość szybko, w drzwiach do Sali pojawiła się rudowłosa kobieta. Ola
odwróciła się w jej kierunku, a Katarzyna zrobiła zniesmaczoną minę.
-Uhg…
uprzedzano mnie, że masz lekko niechlujny strój, więc dobrze, że coś ze sobą
przywiozłam. Proszę, przebierz się.- powiedziała podając dziewczynie torbę z
ciuchami.
Ola wzięła
ją od kobiety i udała się do szpitalnej łazienki by się przebrać. Otworzyła
torbę, ale tam nie było ciuchów w jej stylu. Sam róż i jasne kolory. Teraz
miała ochotę ubrać się w swój ulubiony rozciągnięty czarny dres, lub chociaż w
jakieś czarne ciuchy, które choć trochę oddałyby wyraz temu jak się teraz
czuje. Pogrzebała jeszcze trochę w torbie i zrezygnowana totalnie tym co w niej
jest, postanowiła, że wybierze te granatowe rurki i biały podkoszulek. Wolała
już to, niż ubrać się w róż. Przebrawszy się wyszła z łazienki i wróciła do
Sali.
Kobieta, gdy
tylko ją zobaczyła uśmiechnęła się do niej i powiedziała:
-Wyglądasz
naprawdę znakomicie. Masz super figurę. Ogólnie jesteś bardzo ładną młodą
dziewczyną, na pewno miałaś na pęczki chłopaków, co ?
Kobieta
zadręczała ją takimi błahostkami. Ola nie miała ochoty rozmawiać na takie
tematy. Cały czas myślała tylko: „Czy ta kobieta nie wie co ja właśnie
przeżywam? Ona się mnie o chłopaków wypytuje ! A co ją to do jasnej cholery
obchodzi ?! Niech się zajmie swoimi sprawami ! Jak chce mi pomóc to niech się
zamknie i zabierze mnie już do tego cholernego bidula, chce już mieć to
wszystko za sobą.” Jednak Ola musiała stwarzać pozory i burknęła tylko, że nie
było ich wielu. Odpowiedziała tak na odczepkę, bo tak prawdę powiedziawszy
nigdy żaden chłopak się nią nie interesował. Twierdziła: „Kto by się
interesował taką brzydką dziewczyną jak ja? Przecież na świecie jest miliard
ładniejszych dziewczyn, po co ktoś by miał sobie mną zaprzątać głowę.”
Po chwili
Ola i Kasia, znalazły się na parkingu. Katarzyna zaprowadziła ją, do białego
forda fiesty rocznik 2011. Znała się na samochodach, w końcu jej ojciec był
mechanikiem. Był. Dobrze powiedziane. Ponownie do Oli wróciły wspomnienia z
tamtego felernego dnia. Teraz zaczęła myśleć, że śmierć jej ojca, to jej wina.
Gdyby wtedy się nie pokłócili, gdyby nie
wyszła wtedy z domu, gdyby go posłuchała
i została, nie byłoby całej tej sytuacji dzisiaj. Nie jechałaby właśnie do Domu
Dziecka. Siedziałaby pewnie teraz u siebie w pokoju i słuchała głośno muzyki, a
tato pewnie by znowu na nią wrzeszczał, żeby ją ściszyła. Po jej policzku
spłynęła samotna łza. Otarła ją szybko i zaczęła oglądać Warszawę za oknem
samochodu.
Po niecałej
godzinie jazdy dojechała na miejsce. Właśnie stała przed białym budynkiem z
czerwonym dachem i dużym placem zabaw, który bardziej przypominał szkołę niż
coś w czym mieszkają ludzie. Westchnęła, po czym zrezygnowanym krokiem podążyła
za dyrektorką placówki. Szła przez wąski, długi korytarz, pomalowany do połowy
na różowo i biało. Już się jej tu nie podobało. Kolor ścian od razu zraził ją
do tego miejsca. Myślała: „ Byle tylko przetrwać. Na pewno nie zabaluje tu
długo.”
-O to Twój
pokój- powiedziała pani Pucharska i otworzyła przed Olą drzwi.
Przed
dziewczyną staną mały przytulny pokoik, pomalowany na seledynowo. Przy oknie
stało biurko, koło niego łóżko, a po przeciwnej stronie meblościanka.
-I jak
podoba Ci się ?- spytała rudowłosa kobieta
-Może być-
odpowiedziała Ola, po czym weszła do środka.
Tak naprawdę
pokój się jej totalnie nie podobał. Ale nie chciała robić przykrości tej
kobiecie, więc postanowiła powiedzieć coś na odczepkę.
-Cieszę się,
że w jakimś stopniu Ci się tu podoba. W szafie znajdziesz jeszcze kilka innych
ubrań. Teraz zostawię Cię samą na chwil, byś mogła się zadomowić. Przyjdę do
Ciebie później.- powiedziała pani Katarzyna, po czym zamknęła za sobą drzwi
pokoju.
Ola usidła
na łóżku i westchnęła. W myślach cały czas sobie powtarzała: „ Dam radę,
przetrwam.”
*********
Witam was wszystkich czytających :)
Wiem, rozdział nudny i ciągnie się jak flaki z olejem.
Następny będzie lepszy, mam taką nadzięję.
Zapraszam do komentowania :)
3 komentarze:
Eee . tam . Bzdury gadasz . Super
Faaaajnie! Ciekawe jak to dalej pociągniesz. ;D możesz informować mnie o kolejnych rozdziałach? @xBaseiQx
Nie jest nudny :D Ciekawie się zapowiada, całkiem inaczej niż inne blogi, które czytam :)
Prześlij komentarz